Za sprawę
mojego miłego zaskoczenia odpowiedzialny jest Marcin Brzostowski. W swojej książce
stworzył on całą fabrykę inteligentnych bomb, które nie tylko same naprowadzają
się na cel, lecz także mówią, myślą i, co najciekawsze, mają ręce i nogi.
Główną bohaterką książki jest Silly - jedna z
bomb. A dokładniej Bomba lotnicza z serii S6-X02, wyprodukowana w Fabryce Bomb
Tradycyjnych i Granatów Spółka z o. o. w Czerniewie. Po pewnym spięciu z jednym
z generałów zostaje uszkodzona. Jako niezdatna do użytku zostaje przekazana do
rozebrania. Jednak przez pomyłkę żołnierzy trafia do kotłowni, gdzie poznaje
sierżanta Kwaska, który zaczyna z nią rozmawiać. Tu od razu rzuciła mi się w
oczy analogia dialogu do tych prowadzonych przez pełnych życiowego
doświadczenia dorosłych z małymi, nic jeszcze niewiedzącymi dziećmi. Dzięki tej
rozmowie Silly dowiaduje się, że ludzie mogą mieć inne poglądy na temat wojny
niż te, które zostały jej zaprogramowane.
Co
interesujące, w książce poprzez wyśmienitą satyrę zostaje ukazany bezsens
wojny. Perfekcyjnie przedstawiony jest motyw działania między innymi Ameryki,
która dla własnych korzyści wywołuje konflikty zbrojne (na przykład w
Afganistanie i Iraku dla ropy naftowej). Ukazane jest też to, jak dla błahego
problemu i zysku ludzie na górze potrafią poświęcić życie tysięcy żołnierzy, a
nawet cywilów.
Tym, co mi
najbardziej przypadło do gustu, była cała rozmowa przeprowadzona między Silly,
a saperem w hotelu. Szczególnie to, jak Silly podczas niej i zaraz po zaczęła
pojmować czym właściwie jest wojna i jakie są jej konsekwencje.
W książce
jest też jednak coś, co mi się bardzo nie spodobało. W pierwszym rozdziale mamy
zaledwie kilka postaci. Moim zdaniem nie trzeba ciągle powtarzać ich stopnia,
imienia i nazwiska. Po trzecim czy czwartym czytaniu na dwóch stronach to staje
się wręcz irytujące. Miałem odczucie, że jedynym celem takiego działania jest
zapełnienie kartki. Przecież jeśli chodzi na przykład o generała Ashleya W. W.
W. Blacka, czasem wystarczyłoby napisać jedynie generał lub Black. Niestety, w
pierwszym rozdziale mamy nieustannie powtarzającą się pełną nazwę.
Jak widać
moja recenzja jest dosyć krótka - jak i cała książka, która ma zaledwie 132
strony. Pozycja ciekawa i wciągająca.
Pochłania się ją w dosłownie w parę chwil - na przykład czekając na
egzamin z „Literatury XX wieku”.
Książka przeczytana i zrecenzowana w ramach wyzwania - Czytam Fantastykę.
Za umożliwienie przeczytania książki dziękuję organizatorom akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
Że tak powiem "bomba"! Chętnie jej poszukam! :P
OdpowiedzUsuńPoczątkowo myślałam, że problem z pełnym nazewnictwem w pierwszym rozdziale, o którym wspomniałeś wiąże się bardziej z głupotą tłumacza, ale widzę, że autorem jest polak... No nic! Nie pozostaje mi nic innego, jak poszukać tej książki! :)
Dzięki za recenzję!