Czy ta koszulka jest jakaś dziwna? |
Sobota 31.08.13
Gdy dotarliśmy na Politechnikę w sobotni
poranek, naszym oczom ukazała się rzecz dziwna! Nie było kolejconu! Ludzie
wchodzili sprawnie i wszystko się dobrze odbywało, co wzbudziło nasze
zdumienie. A że byliśmy za wcześnie i chodziliśmy sobie bez ogólnego celu po
korytarzu zapełniającego się fanami, spotkaliśmy nowe dwie Alicje - widać z jednej
Gosi zrobiły się dwie. A gdy nastała godzina 10, wybraliśmy się do Auli Lit 1
na spotkanie z Krzysztofem Piskorskim.
10 – Szaleni naukowcy. Szalone teorie
Na wykład ten wpadliśmy troszkę za wcześnie
- obecni na sali byliśmy tylko ja z Kocurem i Krzysiek Piskorski [to właśnie on
był osobą odpowiedzialna za przeprowadzenie tego ciekawego wykładu] z
towarzyszką. Gdy tylko zobaczyliśmy, że jesteśmy sami, wykorzystaliśmy od razu
tę sytuacje i poprosiliśmy autora o autografy. Ja miałem tylko jedną książkę z
jego tekstem, Gosia - jak zawsze - kilka (skąd ona bierze te książki! [z
przeróżnych wyprzedaży - dopisek Cat]). Gdy Krzysiek pisał autografy, sala
powoli już się zapełniała, więc gdy oddawał ostatnią książkę mojej towarzyszce,
aula była pełna słuchaczy. Wykład od pierwszej minuty był jak dla mnie bardzo
ciekawy, gdyż szaleni naukowcy (sam nie wiem dlaczego) są bliscy mojemu sercu.
Chyba najciekawszym przypadkiem był doktor, który do zdrowych psów
przeszczepiał głowy innych i udowodnił że te głowy żyły jeszcze jakiś czas:
czasem kilka godzin, czasem dni. Na wykładzie można też się było ubawić i
pośmiać - na przykład z tego jak Rosja na kilkadziesiąt lat wstrzymała prace
nad genetyką bo jeden z doktorów (ulubieniec Stalina) stwierdził że to brednie.
11 – Nieporadnik młodego autora
Gosia ma plan napisać książkę. Popieram ją
w tym pomyśle całym sobą i zaproponowałem jej pomoc. Już nawet mam pomysł na
świat w niej osadzony. Tak więc jak tylko w piątek w nocy zobaczyliśmy, że jest
taki panel, od razu zdecydowaliśmy, że na niego idziemy (a przy okazji możemy
dostać autograf kolejnej autorki z naszej listy książek, które mamy ze sobą).
Panie Kańtoch i Hałas w rzetelny sposób wytłumaczyły nam jakie błędy popełniają
młodzi pisarze, jak z nimi walczyć i przytoczyła kilka zabawnych przykładów
prac młodych autorów. które wywołały śmiech na całej sali, ale dzięki tym
przykładom wiemy czego lepiej nie robić. Po wyjściu z sali na ławce obok drzwi
przepakowywaliśmy swoje plecaki i - niespodzianka - obok nas to samo zaczął robić
Krzysztof Piskorski. Obiecał nam wcześniej po antologii, dlatego też Gosia od
razu dopytała się czy już są i - jak się okazało -czekały. Razem z Krzysztofem
udaliśmy się na dół do bufetu, gdzie dostaliśmy po egzemplarzu „ Ostatni dzień
pary” malutkiej książeczki z kilkoma opowiadaniami. Oczywiście nie byli byśmy
sobą, gdybyśmy nie wzięli autografu od Krzysztofa, którego tekst jest jednym z
umieszczonych w tej antologii.
12 – Przyczynek do dziejów prostytucji warszawskiej w XIX w.
Tak
miałem na to iść, gdyż ten wykład uważałem za odpowiedni dla kogoś, kto kocha
to piękne miasto i interesuje się rzeczami dla normalnego człowieka dziwnymi.
Jak wiecie, sam po Polconie nie chodziłem i miałem ze sobą Kocurka, który
oznajmił że jednak musimy dostać się na Pragę, gdyż stwierdziła ona, że warto
odebrać od koleżanki jedną z jej książek, a dokładnie pierwsze (i jedyne
papierowe dotychczas) wydanie debiutu literackiego Witolda Jabłońskiego.
Podczas drogi w jedną, jak i w druga stronę, byłem postacią oglądana przez wszystkich
przemieszczających się transportem miejskim - nie przez efekt AXE, tylko
właśnie przez moja koszulkę. Po powrocie na Politechnikę stwierdziliśmy, że
obecnie już nie zdążymy na żaden wykład ani spotkanie więc poszliśmy na budynek
fizyki, gdzie - jak już wiecie - były stoiska z książkami, grami, itp. Jak
zawsze wchodząc do budynku obiecywałem sobie, że nic nie kupię i wiecie co??
Kupiłem sobie antologię „Herosi”, a to wszystko po troszku przez to, że o
godzinie 16 mieliśmy iść na spotkanie z wydawnictwem Powergraph, z którego ta
książka pochodzi. Z budynku fizyki wróciliśmy parę minut przed 15 wiec
zeszliśmy szybko na dół do Amplitronu a tam?
14 – Spotkanie autorskie z R. Kosik i R. M. Wegner
Na tym spotkaniu znaleźliśmy się z mojej przyczyny, gdyż tylko ja z naszej dwójki miałem książki tych autorów. Obydwie książki to pamiątki po Polconie. Niestety wcześniej nic tych pisarzy nie czytałem, ale że zdanie mojej towarzyszki liczy się bardzo przy zakupie przeze mnie książek, kupiłem właśnie te, które wskazała. Czy była to dobra decyzja, przekonacie się za jakiś czas, gdy pojawią się tu ich recenzje. Wchodząc tam pana Kosika rozpoznałem od razu i to właśnie do niego skierowałem swoje kroki. Gdy dostawałem autograf od Kosika, Wegner mi gdzieś uciekł ale na szczęście żona pana Roberta oznajmiła mi że zaraz wróci, więc poczekaliśmy z Kocurem spokojnie dyskutując i wertując plan z refleksją gdzie też wybrać się dalej mamy.
15 – Fantastyka Słowiańska
No i oczywiście znowu kobieta decyduje na
co idziemy. No, ale skoro jechaliśmy po książkę jednego z prowadzących, to
trzeba iść i posłuchać. Już na samym początku wyszło na to, że nie ma czegoś
takiego jak Fantastyka Słowiańska - określenie to jest tylko umowne. Doszliśmy
także do wniosku, że wszystkie nazwy używane są najczęściej tworzone przez
Anglików, więc i my naszą fantastykę słowiańską musimy im podsunąć by stworzyli
tę nazwę oficjalnie. Mogliśmy się dowiedzieć jakie były początki autorów
zaproszonych na ten wykład, a także uzyskać sporo wiedzy na temat książek o tej
tematyce. Panowie podeszli do tego bardzo profesjonalnie, wymieniali sporo
autorytetów, na których badaniach i odkryciach wzorowali się przy tworzeniu
swoich książek. Na koniec - jak to zawsze bywa - Kocur poleciała po autografy,
a ja znowu siedzę i zastanawiam się skąd ona bierze te wszystkie książki. Wam
pewnie powie, że z wyprzedaży.
16 – Spotkanie z Powergraph
I w końcu coś na co ja chciałem iść! Miałem
przy sobie antologię „Herosi” i po prostu liczyłem że będzie tam więcej autorów
niż tylko Kosik i Wegner. Ku mojej ogromnej radości na sali było jeszcze dwoje
pisarzy, których opowiadania były tam zamieszczone. Michała Cetnarowskiego
odszukać było mi bardzo łatwo - po prostu był to jeden z gości zaproszonych do
rozmowy, za to problem miałem z panią Skalską, która była jedną ze słuchaczy
wśród innych fanów wydawnictwa. Więc gdy tylko padło pytanie do publiczności,
czy jeszcze chcieli by o cos zapytać, od razu podniosłem rękę i bez
zastanowienia zawołałem na całą aulę „Przepraszam bardzo ale która to jest pani
Skalska, bo mam książkę do podpisu”. Ku mojej radości sposób ten okazał się
trafiony, choć cała sala wybuchła śmiechem. Od razu pobiegłem do pani Asi
prosząc o autograf. Potem moje kroki skierowały się do Michała, który to nawet
narysował mi - hmmm - moim zdaniem jest to... Pałac Kultury.
Na godzinę 17 planów nie mieliśmy. W budynku głównym konwentu zaraz za OF 1 są bardzo wygodne kanapy - nie dziwota, że przenieśliśmy się razem tam z Kocurem. Posiadywa rozkoszna połączona z konsumpcją dóbr bufetu została na chwilę przerwana przez widok starszej kobiety witającej się z Robertem Wegnerem i jego dwiema córeczkami. Tą uroczą starsza panią była, jak się okazało, osoba już od kilkunastu lat wręczająca zwycięzcom statuetki nagrody Zajdla, czyli sama Jadwiga Zajdel. Dojedliśmy, odczekaliśmy aż pisarz odejdzie i sami ruszyliśmy po autograf. Pani Jadwiga zaskoczona naszą prośba wytłumaczyła nam, że niestety dziś nie ma pieczątki męża, ale obiecała, że jeśli przyjdziemy do niej jutro to będzie przygotowana. A że my z Gosią dziwni ludzie jesteśmy - ku wielkiemu zaskoczeniu pani Zajdel wyjaśniliśmy, że chcemy także autograf od niej. Nie mieliśmy ani jednej kartki, więc wpadliśmy na pomysł, by dać do podpisu nasze plakietki. Nic dziwnego, że mój identyfikator jako pamiątka spotkania wisi teraz u mnie na ścianie. Co warte jest zaznaczenia, pani Jadwiga od 1 minuty rozmowy oczarowała nas tak, że aż chcieliśmy by nas adoptowała, dodajmy do tego że zwracała się do nas „moje kochane dzieciaki” co mi jako 24 letniemu facetowi robiło się przyjemnie że jeszcze ktoś go tak nazwie czasem.
18 – Panel Zajdlowski
Po tym spotkaniu wiedzieliśmy że musimy iść
na ten panel i dalej słuchać opowieści tej niesamowitej kobiety o rewelacyjnej
pamięci - jak się okazało później.. W spotkaniu brali udział pisarze nagrodzeni
Zajdlami w latach ubiegłych i to właśnie oni opowiadali swoje przygody z
różnych gal ale i z tego co działo się po galach miedzy innymi dowiedzieliśmy
się jak to pani Jadwiga wrzucała do morza fanów (morza czy jeziora?).
Co można zrobić w sobotę wieczorem po
Panelu Zajdlowskim??
Odpowiedź jest tylko jedna: dostać się do Pałacu Kultury i Nauki na galę rozdania nagród imienia Janusza A. Zajdla. Jak to Kocur: od razu szybko chce popędzić do metra, by jak najszybciej być na miejscu, a że samej jej nie zostawię, to ruszam jej tempem. Na miejsce gali docieramy jako jedni z pierwszych, lecz gdy chcemy wejść na salę, jeden z kochanych gżdaczy znowu ma dla nas wesołą wiadomość: musimy czekać do 20:30 bo dopiero wtedy zostaniemy wpuszczeni. Grzecznie idziemy na schody, siedząc debatujemy z jednym z gżdaczy kto dziś dostanie obie nagrody. On obstawia w obydwu kategoriach Kubę Ćwieka, ja z Kocurem mniej więcej jesteśmy zgodni. Obstawiamy J. Grzędowicza i R. Wegnera.
I w końcu nastał ten moment: drzwi sali kongresowej zostały otwarte, do środka wpuszczano publiczność - my mieliśmy to szczęście być niedaleko drzwi, więc mogliśmy zająć lepsze miejsca przy scenie. Galę prowadziło dwóch mężczyzn - jak im to wychodziło... Hmm... Jeden wiedział co robi i widać było, że na scenie się czuł dobrze, a jak było z drugim... Pozwolicie, że przemilczę [kto był ten wie o czym mówię]. Na gali Zajdla nie tylko te dwie nagrody wręczano, były też nagrody dla mistrzów gry i za stworzenie scenariusza gier. Ale część najciekawszą stanowił moment gdy na scenie pojawiła się pani Jadwiga Zajdel - jej osoba wywołała gromkie brawa na sali. Wyjątkowo tego dnia zostały wręczone aż 4 Zajdle - a to z tej przyczyny, że przez pierwsze lata nagroda ta nie miała statuetki i dopiero teraz dwóch pierwszych laureatów dostało swoje.
Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się znowu pani Jadwiga dzierżąca w rekach dyplom dla finalisty w kategorii Powieść. Pani Zajdel bez zbędnego przedłużania oznajmiła że nagrodę dostaje Robert M. Wegner. Robert odbierając nagrodę nie ukrywał, że cieszy się z kolejnej statuetki, ale gdy publiczność chciała by zaśpiewał, nie zdecydował się na to i odszedł do tyłu, gdzie czekał na ogłoszenie zwycięzcy w kolejnej kategorii. I tu znowu pani Jadwiga nie przeciągała zbędnie ogłaszania wyniku, co w mojej ocenie jest słuszne. Szybko odczytała wyniki. I tu szok!!!! Nagroda trafiła do Roberta M. Wegnera! Tak dokładnie! Cała sala oklaskiwała znowu pana Roberta a on nie wiedział co ma teraz powiedzieć - po prostu go zamurowało. I tym razem cała sala skandowała „niech zaśpiewa”! I Robert zaśpiewał „szła dzieweczka do laseczka” wraz z całą salą, która mu ochoczo pomagała. Gdy schodził ze sceny widać było że dwie ręce mu nie wystarczą – pomoc przyszła ze strony jego dwóch córek, które jak tornado wleciały na scenę przytulić i jako pierwsze pogratulować tacie. Widok ten był po prostu świetny. Potem cała trójką udali się na swoje miejsca, a gala dobiegała powoli do końca.
Odpowiedź jest tylko jedna: dostać się do Pałacu Kultury i Nauki na galę rozdania nagród imienia Janusza A. Zajdla. Jak to Kocur: od razu szybko chce popędzić do metra, by jak najszybciej być na miejscu, a że samej jej nie zostawię, to ruszam jej tempem. Na miejsce gali docieramy jako jedni z pierwszych, lecz gdy chcemy wejść na salę, jeden z kochanych gżdaczy znowu ma dla nas wesołą wiadomość: musimy czekać do 20:30 bo dopiero wtedy zostaniemy wpuszczeni. Grzecznie idziemy na schody, siedząc debatujemy z jednym z gżdaczy kto dziś dostanie obie nagrody. On obstawia w obydwu kategoriach Kubę Ćwieka, ja z Kocurem mniej więcej jesteśmy zgodni. Obstawiamy J. Grzędowicza i R. Wegnera.
I w końcu nastał ten moment: drzwi sali kongresowej zostały otwarte, do środka wpuszczano publiczność - my mieliśmy to szczęście być niedaleko drzwi, więc mogliśmy zająć lepsze miejsca przy scenie. Galę prowadziło dwóch mężczyzn - jak im to wychodziło... Hmm... Jeden wiedział co robi i widać było, że na scenie się czuł dobrze, a jak było z drugim... Pozwolicie, że przemilczę [kto był ten wie o czym mówię]. Na gali Zajdla nie tylko te dwie nagrody wręczano, były też nagrody dla mistrzów gry i za stworzenie scenariusza gier. Ale część najciekawszą stanowił moment gdy na scenie pojawiła się pani Jadwiga Zajdel - jej osoba wywołała gromkie brawa na sali. Wyjątkowo tego dnia zostały wręczone aż 4 Zajdle - a to z tej przyczyny, że przez pierwsze lata nagroda ta nie miała statuetki i dopiero teraz dwóch pierwszych laureatów dostało swoje.
Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się znowu pani Jadwiga dzierżąca w rekach dyplom dla finalisty w kategorii Powieść. Pani Zajdel bez zbędnego przedłużania oznajmiła że nagrodę dostaje Robert M. Wegner. Robert odbierając nagrodę nie ukrywał, że cieszy się z kolejnej statuetki, ale gdy publiczność chciała by zaśpiewał, nie zdecydował się na to i odszedł do tyłu, gdzie czekał na ogłoszenie zwycięzcy w kolejnej kategorii. I tu znowu pani Jadwiga nie przeciągała zbędnie ogłaszania wyniku, co w mojej ocenie jest słuszne. Szybko odczytała wyniki. I tu szok!!!! Nagroda trafiła do Roberta M. Wegnera! Tak dokładnie! Cała sala oklaskiwała znowu pana Roberta a on nie wiedział co ma teraz powiedzieć - po prostu go zamurowało. I tym razem cała sala skandowała „niech zaśpiewa”! I Robert zaśpiewał „szła dzieweczka do laseczka” wraz z całą salą, która mu ochoczo pomagała. Gdy schodził ze sceny widać było że dwie ręce mu nie wystarczą – pomoc przyszła ze strony jego dwóch córek, które jak tornado wleciały na scenę przytulić i jako pierwsze pogratulować tacie. Widok ten był po prostu świetny. Potem cała trójką udali się na swoje miejsca, a gala dobiegała powoli do końca.
A co po gali? Jak to mieliśmy w zwyczaju -
udaliśmy się do Kocura spać, nie zapominając zahaczyć po drodze o kebab na
kolację.
Niedziela 01.09.13 – Pożegnanie z Polconem
W dniu ostatnim mieliśmy zaplanowane tylko
dwie atrakcje, ale po ostatnim spotkaniu z panią Jadwigą zmieniliśmy kompletnie
rozkład niedzieli i - zamiast udać się na spotkanie z Witoldem Jabłońskim,
który mówił o Słowiańskiej Apokalipsie wybraliśmy…
11 – Spotkanie z Jadwigą Zajdel
Pani Jadwiga już na samym początku kazała
wszystkim zbliżyć się do niej i usiąść jak najbliżej, by mogła nas wszystkich
widzieć. Za nią były wyświetlane zdjęcia z poprzednich gal i z życia prywatnego
naszej prelegentki i jej męża, więc nie tylko mogliśmy słuchać o różnych
przygodach, ale także je oglądać. Dzięki temu mieliśmy możliwość zobaczyć
naszych idoli w różnych dziwnych sytuacjach: miedzy innymi jak Pani Jadwiga rzuca
swoich fanów [w tym Piotra Cholewę!] do swoich nóg, albo jak laureaci odbierają
nagrodę z jej rąk. Całe spotkanie było przeprowadzone spontanicznie - pani
Jadwiga po prostu mówiła to co pamięta lub nawiązywała do fotografii. Na sali
ani na chwile nie ustawały śmiechy z sytuacji opisywanych, ani chwile zachwytu.
Dla większości pojawienie się pana Gwozdeckiego było rzeczą smutną gdyż
oznaczało że spotkanie z panią Jadwigą dobiegło końca. Ale jak to ja i Kocur
mamy w zwyczaju, od razu wyciągnęliśmy książki i pomaszerowaliśmy do pani
Jadwigi prosząc o autografy. I znowu okazała się ona przesympatyczną kobieta i
chyba nawet zgodziła się nas zaadoptować.
Na godzinę dwunastą przez to, że
spędziliśmy tak dużo czasu z panią Jadwigą, nie wybraliśmy się na nic.
13 – Śniąc o potędze
Po wykładzie tym nie pozostało nam nic innego jak udać się do domu. A tam moja kochana Gosia ugościła mnie frytkami i chociaż mówiłem, by je troszkę dłużej potrzymała, ona wiedziała lepiej. No i gdy nastała godzina 17 moja przygoda w stolicy dobiegała już końca spakowałem się i razem z Kocurem udaliśmy się na dworzec. No i co tu dużo gadać, zaraz po godzinie 18 miałem pociąg do domu! A więc Polcon uważam oficjalnie za zakończony!
Za pomoc przy tekście Gosiu serdeczne dziękuje!!!
Ja ten tekst znam :P Moja wersja powstanie - ale pewnie dopiero jak do Warszawy wrócę. W Łomży skupić się nie potrafię.
OdpowiedzUsuń