czwartek, 5 września 2013

PolCon 2013! Kolejne dni świetnej zabawy!

Polcon to 4 wspaniałe dni wykładów, spotkań autorskich, gier RPG wiec czas opisać kolejne dni!

Czy ta koszulka jest jakaś dziwna?
Podczas konwentu mieliśmy bardzo prostą zasadę: rozkład dnia planujemy z mazakami w dłoniach noc przed. Pierwszym co ustaliliśmy to godzina pobudki, gdyż nauczeni wypadkami z piątku [nasza nieobecność na prelekcji o Cyklu Demonicznym Bretta] stwierdziliśmy że lepiej krócej pospać, ale za to nic nas nie ominie. Tak więc wstajemy z samego rana i tu szok! Kocur postanawia pójść ubrana jak człowiek na konwent! I nie wciąga swojego wdzianka Alicji! Teraz to na mnie skupia się przeżerający na wylot wzrok ludzki, a szczególnie nienawistne spojrzenie starszych pań ogniskuje się na mojej koszulce. Życia ludziom nie ułatwiamy szukając trudnych tematów do rozmów - typu: „Słuchaj lepiej iść na BDSM w Greya niż Seks, przemoc i średniowieczne kroniki?” podczas jazdy autobusem lub metrem gdzie naprzeciwko siedziała starsza pani - na mnie patrząca jakoś nieprzychylnie, po drugie jakoś dziwnie burcząca co chwila "Hym! Hym!"

Sobota 31.08.13

Gdy dotarliśmy na Politechnikę w sobotni poranek, naszym oczom ukazała się rzecz dziwna! Nie było kolejconu! Ludzie wchodzili sprawnie i wszystko się dobrze odbywało, co wzbudziło nasze zdumienie. A że byliśmy za wcześnie i chodziliśmy sobie bez ogólnego celu po korytarzu zapełniającego się fanami, spotkaliśmy nowe dwie Alicje - widać z jednej Gosi zrobiły się dwie. A gdy nastała godzina 10, wybraliśmy się do Auli Lit 1 na spotkanie z Krzysztofem Piskorskim.


10 – Szaleni naukowcy. Szalone teorie

Na wykład ten wpadliśmy troszkę za wcześnie - obecni na sali byliśmy tylko ja z Kocurem i Krzysiek Piskorski [to właśnie on był osobą odpowiedzialna za przeprowadzenie tego ciekawego wykładu] z towarzyszką. Gdy tylko zobaczyliśmy, że jesteśmy sami, wykorzystaliśmy od razu tę sytuacje i poprosiliśmy autora o autografy. Ja miałem tylko jedną książkę z jego tekstem, Gosia - jak zawsze - kilka (skąd ona bierze te książki! [z przeróżnych wyprzedaży - dopisek Cat]). Gdy Krzysiek pisał autografy, sala powoli już się zapełniała, więc gdy oddawał ostatnią książkę mojej towarzyszce, aula była pełna słuchaczy. Wykład od pierwszej minuty był jak dla mnie bardzo ciekawy, gdyż szaleni naukowcy (sam nie wiem dlaczego) są bliscy mojemu sercu. Chyba najciekawszym przypadkiem był doktor, który do zdrowych psów przeszczepiał głowy innych i udowodnił że te głowy żyły jeszcze jakiś czas: czasem kilka godzin, czasem dni. Na wykładzie można też się było ubawić i pośmiać - na przykład z tego jak Rosja na kilkadziesiąt lat wstrzymała prace nad genetyką bo jeden z doktorów (ulubieniec Stalina) stwierdził że to brednie.

11 – Nieporadnik młodego autora

Gosia ma plan napisać książkę. Popieram ją w tym pomyśle całym sobą i zaproponowałem jej pomoc. Już nawet mam pomysł na świat w niej osadzony. Tak więc jak tylko w piątek w nocy zobaczyliśmy, że jest taki panel, od razu zdecydowaliśmy, że na niego idziemy (a przy okazji możemy dostać autograf kolejnej autorki z naszej listy książek, które mamy ze sobą). Panie Kańtoch i Hałas w rzetelny sposób wytłumaczyły nam jakie błędy popełniają młodzi pisarze, jak z nimi walczyć i przytoczyła kilka zabawnych przykładów prac młodych autorów. które wywołały śmiech na całej sali, ale dzięki tym przykładom wiemy czego lepiej nie robić. Po wyjściu z sali na ławce obok drzwi przepakowywaliśmy swoje plecaki i - niespodzianka - obok nas to samo zaczął robić Krzysztof Piskorski. Obiecał nam wcześniej po antologii, dlatego też Gosia od razu dopytała się czy już są i - jak się okazało -czekały. Razem z Krzysztofem udaliśmy się na dół do bufetu, gdzie dostaliśmy po egzemplarzu „ Ostatni dzień pary” malutkiej książeczki z kilkoma opowiadaniami. Oczywiście nie byli byśmy sobą, gdybyśmy nie wzięli autografu od Krzysztofa, którego tekst jest jednym z umieszczonych w tej antologii.

12 – Przyczynek do dziejów prostytucji warszawskiej w XIX w.

 Tak miałem na to iść, gdyż ten wykład uważałem za odpowiedni dla kogoś, kto kocha to piękne miasto i interesuje się rzeczami dla normalnego człowieka dziwnymi. Jak wiecie, sam po Polconie nie chodziłem i miałem ze sobą Kocurka, który oznajmił że jednak musimy dostać się na Pragę, gdyż stwierdziła ona, że warto odebrać od koleżanki jedną z jej książek, a dokładnie pierwsze (i jedyne papierowe dotychczas) wydanie debiutu literackiego Witolda Jabłońskiego. Podczas drogi w jedną, jak i w druga stronę, byłem postacią oglądana przez wszystkich przemieszczających się transportem miejskim - nie przez efekt AXE, tylko właśnie przez moja koszulkę. Po powrocie na Politechnikę stwierdziliśmy, że obecnie już nie zdążymy na żaden wykład ani spotkanie więc poszliśmy na budynek fizyki, gdzie - jak już wiecie - były stoiska z książkami, grami, itp. Jak zawsze wchodząc do budynku obiecywałem sobie, że nic nie kupię i wiecie co?? Kupiłem sobie antologię „Herosi”, a to wszystko po troszku przez to, że o godzinie 16 mieliśmy iść na spotkanie z wydawnictwem Powergraph, z którego ta książka pochodzi. Z budynku fizyki wróciliśmy parę minut przed 15 wiec zeszliśmy szybko na dół do Amplitronu a tam?

14 – Spotkanie autorskie z R. Kosik i R. M. Wegner


Na tym spotkaniu znaleźliśmy się z mojej przyczyny, gdyż tylko ja z naszej dwójki miałem książki tych autorów. Obydwie książki to pamiątki po Polconie. Niestety wcześniej nic tych pisarzy nie czytałem, ale że zdanie mojej towarzyszki liczy się bardzo przy zakupie przeze mnie książek, kupiłem właśnie te, które wskazała. Czy była to dobra decyzja, przekonacie się za jakiś czas, gdy pojawią się tu ich recenzje. Wchodząc tam pana Kosika rozpoznałem od razu i to właśnie do niego skierowałem swoje kroki. Gdy dostawałem autograf od Kosika, Wegner mi gdzieś uciekł ale na szczęście żona pana Roberta oznajmiła mi że zaraz wróci, więc poczekaliśmy z Kocurem spokojnie dyskutując i wertując plan z refleksją gdzie też wybrać się dalej mamy.

15 – Fantastyka Słowiańska

No i oczywiście znowu kobieta decyduje na co idziemy. No, ale skoro jechaliśmy po książkę jednego z prowadzących, to trzeba iść i posłuchać. Już na samym początku wyszło na to, że nie ma czegoś takiego jak Fantastyka Słowiańska - określenie to jest tylko umowne. Doszliśmy także do wniosku, że wszystkie nazwy używane są najczęściej tworzone przez Anglików, więc i my naszą fantastykę słowiańską musimy im podsunąć by stworzyli tę nazwę oficjalnie. Mogliśmy się dowiedzieć jakie były początki autorów zaproszonych na ten wykład, a także uzyskać sporo wiedzy na temat książek o tej tematyce. Panowie podeszli do tego bardzo profesjonalnie, wymieniali sporo autorytetów, na których badaniach i odkryciach wzorowali się przy tworzeniu swoich książek. Na koniec - jak to zawsze bywa - Kocur poleciała po autografy, a ja znowu siedzę i zastanawiam się skąd ona bierze te wszystkie książki. Wam pewnie powie, że z wyprzedaży.

16 – Spotkanie z Powergraph 

I w końcu coś na co ja chciałem iść! Miałem przy sobie antologię „Herosi” i po prostu liczyłem że będzie tam więcej autorów niż tylko Kosik i Wegner. Ku mojej ogromnej radości na sali było jeszcze dwoje pisarzy, których opowiadania były tam zamieszczone. Michała Cetnarowskiego odszukać było mi bardzo łatwo - po prostu był to jeden z gości zaproszonych do rozmowy, za to problem miałem z panią Skalską, która była jedną ze słuchaczy wśród innych fanów wydawnictwa. Więc gdy tylko padło pytanie do publiczności, czy jeszcze chcieli by o cos zapytać, od razu podniosłem rękę i bez zastanowienia zawołałem na całą aulę „Przepraszam bardzo ale która to jest pani Skalska, bo mam książkę do podpisu”. Ku mojej radości sposób ten okazał się trafiony, choć cała sala wybuchła śmiechem. Od razu pobiegłem do pani Asi prosząc o autograf. Potem moje kroki skierowały się do Michała, który to nawet narysował mi - hmmm - moim zdaniem jest to... Pałac Kultury.

Na godzinę 17 planów nie mieliśmy. W budynku głównym konwentu zaraz za OF 1 są bardzo wygodne kanapy - nie dziwota, że przenieśliśmy się razem tam z Kocurem. Posiadywa rozkoszna połączona z konsumpcją dóbr bufetu została na chwilę przerwana przez widok starszej kobiety witającej się z Robertem Wegnerem i jego dwiema córeczkami. Tą uroczą starsza panią była, jak się okazało, osoba już od kilkunastu lat wręczająca zwycięzcom statuetki nagrody Zajdla, czyli sama Jadwiga Zajdel. Dojedliśmy, odczekaliśmy aż pisarz odejdzie i sami ruszyliśmy po autograf. Pani Jadwiga zaskoczona naszą prośba wytłumaczyła nam, że niestety dziś nie ma pieczątki męża, ale obiecała, że jeśli przyjdziemy do niej jutro to będzie przygotowana. A że my z Gosią dziwni ludzie jesteśmy - ku wielkiemu zaskoczeniu pani Zajdel wyjaśniliśmy, że chcemy także autograf od niej. Nie mieliśmy ani jednej kartki, więc wpadliśmy na pomysł, by dać do podpisu nasze plakietki. Nic dziwnego, że mój identyfikator jako pamiątka spotkania wisi teraz u mnie na ścianie. Co warte jest zaznaczenia, pani Jadwiga od 1 minuty rozmowy oczarowała nas tak, że aż chcieliśmy by nas adoptowała, dodajmy do tego że zwracała się do nas „moje kochane dzieciaki” co mi jako 24 letniemu facetowi robiło się przyjemnie że jeszcze ktoś go tak nazwie czasem.

18 – Panel Zajdlowski

Po tym spotkaniu wiedzieliśmy że musimy iść na ten panel i dalej słuchać opowieści tej niesamowitej kobiety o rewelacyjnej pamięci - jak się okazało później.. W spotkaniu brali udział pisarze nagrodzeni Zajdlami w latach ubiegłych i to właśnie oni opowiadali swoje przygody z różnych gal ale i z tego co działo się po galach miedzy innymi dowiedzieliśmy się jak to pani Jadwiga wrzucała do morza fanów (morza czy jeziora?).

Co można zrobić w sobotę wieczorem po Panelu Zajdlowskim??
Odpowiedź jest tylko jedna: dostać się do Pałacu Kultury i Nauki na galę rozdania nagród imienia Janusza A. Zajdla. Jak to Kocur: od razu szybko chce popędzić do metra, by jak najszybciej być na miejscu, a że samej jej nie zostawię, to ruszam jej tempem. Na miejsce gali docieramy jako jedni z pierwszych, lecz gdy chcemy wejść na salę, jeden z kochanych gżdaczy znowu ma dla nas wesołą wiadomość: musimy czekać do 20:30 bo dopiero wtedy zostaniemy wpuszczeni. Grzecznie idziemy na schody, siedząc debatujemy z jednym z gżdaczy kto dziś dostanie obie nagrody. On obstawia w obydwu kategoriach Kubę Ćwieka, ja z Kocurem mniej więcej jesteśmy zgodni. Obstawiamy J. Grzędowicza i R. Wegnera.
I w końcu nastał ten moment: drzwi sali kongresowej zostały otwarte, do środka wpuszczano publiczność - my mieliśmy to szczęście być niedaleko drzwi, więc mogliśmy zająć lepsze miejsca przy scenie. Galę prowadziło dwóch mężczyzn - jak im to wychodziło... Hmm... Jeden wiedział co robi i widać było, że na scenie się czuł dobrze, a jak było z drugim... Pozwolicie, że przemilczę [kto był ten wie o czym mówię]. Na gali Zajdla nie tylko te dwie nagrody wręczano, były też nagrody dla mistrzów gry i za stworzenie scenariusza gier. Ale część najciekawszą stanowił moment gdy na scenie pojawiła się pani Jadwiga Zajdel - jej osoba wywołała gromkie brawa na sali. Wyjątkowo tego dnia zostały wręczone aż 4 Zajdle - a to z tej przyczyny, że przez pierwsze lata nagroda ta nie miała statuetki i dopiero teraz dwóch pierwszych laureatów dostało swoje. 

Po krótkiej przerwie na scenie pojawiła się znowu pani Jadwiga dzierżąca w rekach dyplom dla finalisty w kategorii Powieść. Pani Zajdel bez zbędnego przedłużania oznajmiła że nagrodę dostaje Robert M. Wegner. Robert odbierając nagrodę nie ukrywał, że cieszy się z kolejnej statuetki, ale gdy publiczność chciała by zaśpiewał, nie zdecydował się na to i odszedł do tyłu, gdzie czekał na ogłoszenie zwycięzcy w kolejnej kategorii. I tu znowu pani Jadwiga nie przeciągała zbędnie ogłaszania wyniku, co w mojej ocenie jest słuszne. Szybko odczytała wyniki. I tu szok!!!! Nagroda trafiła do Roberta M. Wegnera! Tak dokładnie! Cała sala oklaskiwała znowu pana Roberta a on nie wiedział co ma teraz powiedzieć - po prostu go zamurowało. I tym razem cała sala skandowała „niech zaśpiewa”! I Robert zaśpiewał „szła dzieweczka do laseczka” wraz z całą salą, która mu ochoczo pomagała. Gdy schodził ze sceny widać było że dwie ręce mu nie wystarczą – pomoc przyszła ze strony jego dwóch córek, które jak tornado wleciały na scenę przytulić i jako pierwsze pogratulować tacie. Widok ten był po prostu świetny. Potem cała trójką udali się na swoje miejsca, a gala dobiegała powoli do końca.

A co po gali? Jak to mieliśmy w zwyczaju - udaliśmy się do Kocura spać, nie zapominając zahaczyć po drodze o kebab na kolację.

Niedziela 01.09.13 – Pożegnanie z Polconem

W dniu ostatnim mieliśmy zaplanowane tylko dwie atrakcje, ale po ostatnim spotkaniu z panią Jadwigą zmieniliśmy kompletnie rozkład niedzieli i - zamiast udać się na spotkanie z Witoldem Jabłońskim, który mówił o Słowiańskiej Apokalipsie wybraliśmy…

11 – Spotkanie z Jadwigą Zajdel

Pani Jadwiga już na samym początku kazała wszystkim zbliżyć się do niej i usiąść jak najbliżej, by mogła nas wszystkich widzieć. Za nią były wyświetlane zdjęcia z poprzednich gal i z życia prywatnego naszej prelegentki i jej męża, więc nie tylko mogliśmy słuchać o różnych przygodach, ale także je oglądać. Dzięki temu mieliśmy możliwość zobaczyć naszych idoli w różnych dziwnych sytuacjach: miedzy innymi jak Pani Jadwiga rzuca swoich fanów [w tym Piotra Cholewę!] do swoich nóg, albo jak laureaci odbierają nagrodę z jej rąk. Całe spotkanie było przeprowadzone spontanicznie - pani Jadwiga po prostu mówiła to co pamięta lub nawiązywała do fotografii. Na sali ani na chwile nie ustawały śmiechy z sytuacji opisywanych, ani chwile zachwytu. Dla większości pojawienie się pana Gwozdeckiego było rzeczą smutną gdyż oznaczało że spotkanie z panią Jadwigą dobiegło końca. Ale jak to ja i Kocur mamy w zwyczaju, od razu wyciągnęliśmy książki i pomaszerowaliśmy do pani Jadwigi prosząc o autografy. I znowu okazała się ona przesympatyczną kobieta i chyba nawet zgodziła się nas zaadoptować.

Na godzinę dwunastą przez to, że spędziliśmy tak dużo czasu z panią Jadwigą, nie wybraliśmy się na nic.

13 – Śniąc o potędze

Na godzinę trzynastą wybraliśmy ten wykład, który był naszym pożegnaniem z Polconem. Okazał się on rozmową o książce, której kompletnie nie znam, i powiem szczerze więcej wykładu chyba przespałem niż słuchałem.

Po wykładzie tym nie pozostało nam nic innego jak udać się do domu. A tam moja kochana Gosia ugościła mnie frytkami i chociaż mówiłem, by je troszkę dłużej potrzymała, ona wiedziała lepiej. No i gdy nastała godzina 17 moja przygoda w stolicy dobiegała już końca spakowałem się i razem z Kocurem udaliśmy się na dworzec. No i co tu dużo gadać, zaraz po godzinie 18 miałem pociąg do domu! A więc Polcon uważam oficjalnie za zakończony!

Za pomoc przy tekście Gosiu serdeczne dziękuje!!!

1 komentarz:

  1. Ja ten tekst znam :P Moja wersja powstanie - ale pewnie dopiero jak do Warszawy wrócę. W Łomży skupić się nie potrafię.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...