piątek, 21 lutego 2014

Cat Shit One - Króliki w Wietnamie

O wojnie w Wietnamie jest wiele artykułów, filmów i książek. Jeśli filmy, to przeważnie są one o tym jak dobrzy i dzielni Amerykanie starają się wyzwolić Wietnam spod okupacji ZSRR. Bardzo dużo książek można znaleźć o samej historii wojny, jej przebiegu i skutkach. Ogromne było moje zdziwienie jak dowiedziałem się o pozycji którą chce dziś przybliżyć. Wszystko za sprawą Gosi, która jako stary „mangomaniak” próbuje zarazić mnie tym gatunkiem.

Nigdy bym się nie spodziewał, że tak poważny temat może być przedstawiony w tak lekki i przystępny sposób. Nie sądziłem, że o tak wielkiej tragedii, jaką jest wojna, da się zrobić komiks i co najważniejsze bardzo dobry. Bo taki właśnie jest „Cat Shit One”. 

Autorem tej pozycji jest mało znany mi Motofumi Kobayashi. Jest on japońskim autorem mangi, spod jego ręki ukazało się wiele komiksów o tematyce wojennej między innymi „Dog Shit One”. „Cat Shit One” jest jedynym jego komiksem przetłumaczonym na język Polski. Za przetłumaczenie mangi, jak i za wydanie w naszym kraju, odpowiedzialne jest wydawnictwo Waneko. 

Tym, co najbardziej zaskakuje w tym komiksie są postacie, gdyż autor zamiast ludzi w głównych rolach obsadził zwierzęta. Dzięki temu śledzimy losy jednego z amerykańskich oddziałów specjalnych, składającego się z trzech królików, walczących z Wietnamczykami, którzy zostali ukazani jako koty.  Dodatkowo Rosjanie zostali przedstawieni, jako niedźwiedzie, a Japończycy jako małpy. Ale i tak najbardziej oberwało się Francuzom, za którymi autor chyba nie przepada - zostali przedstawieni jako świnie. 

Jak już wspomniałem, akcja osadzona jest podczas wojny wietnamskiej, trwającej w latach 1957-75. Komiks składa się dziewięciu misji, na które zostają wysłani sami albo z posiłkami trzej żołnierze: Pakki, Parkins i Rats. Króliki już od pierwszych stron zdobyły moją sympatię i z całej siły kibicowałem im w powodzeniu kolejnych misji. Zwierzaki są przedstawione, jako zwyczajni żołnierze i żaden z nich nie ma jakiś nadzwyczajnych umiejętności, a także w komiksie nie ma tej przesady, tak często spotykanej. Przykładowo jeden Amerykanin zabija cały oddział kilkoma nabojami. Tutaj autor skupił się bardziej na realnym podejściu do tematu, jedna kula potrafi zabić, a jeden nie pokona całego dywizjonu. Dodatkowo do mangi został dodany jeden z odcinków „Dog Shit One” dlatego że komiks ten ukazujący się w „Combat Magazin” jest pierwowzorem tego opisywanego dziś. Moim zdaniem jest to bardzo dobry zabieg, gdyż daje możliwość porównania jak wyglądał ramki z ludźmi, a nie zwierzętami.  

Manga prawie cała jest czarno-biała, tylko kilka stron zostało przedstawionych  w kolorze i powiem szczerze, że jednak w czerni i bieli ma lepszy klimat. Kreska, choć czasem przy większej akcji na stronach bywa lekko chaotyczna, jest bardzo ładna i właśnie taką najbardziej lubię: bardzo dobrze odwzorowane zostały przede wszystkim maszyny i elementy fortyfikacyjne, a także na przykład most – jeden z nich bohaterowie musieli wysadzić w trakcie misji. Również bronie są bardzo dobrze odwzorowane i mamy tu tylko taki arsenał, jaki występował w prawdziwej wojnie.

Co jakiś czas na stronach komiksu dodawane są informacje, które pozwolą czytelnikowi, nie znającemu historii wojny wietnamskiej w przybliżeniu sobie jej. Także czytelnik ma dokładny opis sił uczestniczących w wojnie: dokładne statystyki ilu żołnierzy było wysłanych do Wietnamu oraz jakie były straty podczas wojny. Na sam koniec załączony został mały opis broni używanych przez obydwie strony konfliktu, i graficzne przedstawienie ich. Od kiedy są używane i skąd pochodzą. 

Co do samego komiksu  -  jest świetny. Nie wiem czy gdyby ludzie byli jego bohaterami zwrócił bym na niego uwagę, a dzięki zabiegowi ze zwierzętami sięgnąłem po niego z wielką ciekawością. Wcale się na nim nie zawiodłem, czyta się go bardzo szybko i przyjemnie, lecz niestety po góra dwóch godzinach kończy się przygoda z trzema królikami. Jest to świetny sposób pokazania kompletnemu laikowi jak wyglądało piekło Wietnamu. Nawet jeśli ktoś się tym wcale nie interesuje, to i tak warto się zapoznać z tą pozycją, gdyż mało takich na polskim rynku. Co ciekawe i moim zdaniem warte zaznaczenia jest to że w całym komiksie, a więc na 135 stronach, nie pada ani jedno przekleństwo.  I chociaż komiks jest miejscami brutalny, to polecam go każdemu, kto lubi dobrą kreskę i ciekawą historię. 

Manga przeczytana i zrecenzowana w ramach wyzwania "Czytam mangi ^^"

3 komentarze:

  1. Nie gatunkiem, a podrzucam tytuły warte poznania. Nie ma falujących cycków i wielkich oczu, a jest unikalna historia. To się liczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupiłem sobie w grudniu (wraz z Hiroszimą) dwa pierwsze zeszyty Cat Shit One. Jeszcze nie przeczytałem, ale po recenzji czuję się zobowiązany za nie zabrać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja machnęłam całego "Cat Shita" i "Hiroszimę" bez tomu 7 (niestety nieuchwytny). Oba tytuły są warte zainteresowania. "Cat shit one" pokazuje wojnę z perspektywy żołnierzy, świetnie nakreślone są sylwetki psychologiczne żołnierzy, natomiast "Hiroszima" to genialnie ukazana rzeczywistość cywili w momencie wybuchu bomby i lata po tym wydarzeniu: utrata bliskich w eksplozji, potem przez choroby popromienne. Mocna lektura.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...