Nigdy bym się nie spodziewał, że tak poważny temat może być
przedstawiony w tak lekki i przystępny sposób. Nie sądziłem, że o tak wielkiej tragedii,
jaką jest wojna, da się zrobić komiks i co najważniejsze bardzo dobry. Bo taki
właśnie jest „Cat Shit One”.
Autorem tej pozycji jest mało znany mi Motofumi Kobayashi.
Jest on japońskim autorem mangi, spod jego ręki ukazało się wiele komiksów o
tematyce wojennej między innymi „Dog Shit One”. „Cat Shit One” jest jedynym
jego komiksem przetłumaczonym na język Polski. Za przetłumaczenie mangi, jak i
za wydanie w naszym kraju, odpowiedzialne jest wydawnictwo Waneko.
Tym, co najbardziej zaskakuje w tym komiksie są postacie, gdyż autor zamiast ludzi w głównych rolach obsadził zwierzęta. Dzięki temu śledzimy losy jednego z amerykańskich oddziałów specjalnych, składającego się z trzech królików, walczących z Wietnamczykami, którzy zostali ukazani jako koty. Dodatkowo Rosjanie zostali przedstawieni, jako niedźwiedzie, a Japończycy jako małpy. Ale i tak najbardziej oberwało się Francuzom, za którymi autor chyba nie przepada - zostali przedstawieni jako świnie.
Jak już wspomniałem, akcja osadzona jest podczas wojny wietnamskiej,
trwającej w latach 1957-75. Komiks składa się dziewięciu misji, na które
zostają wysłani sami albo z posiłkami trzej żołnierze: Pakki, Parkins i Rats. Króliki
już od pierwszych stron zdobyły moją sympatię i z całej siły kibicowałem im w
powodzeniu kolejnych misji. Zwierzaki są przedstawione, jako zwyczajni
żołnierze i żaden z nich nie ma jakiś nadzwyczajnych umiejętności, a także w
komiksie nie ma tej przesady, tak często spotykanej. Przykładowo jeden
Amerykanin zabija cały oddział kilkoma nabojami. Tutaj autor skupił się
bardziej na realnym podejściu do tematu, jedna kula potrafi zabić, a jeden nie
pokona całego dywizjonu. Dodatkowo do mangi został dodany jeden z odcinków „Dog
Shit One” dlatego że komiks ten ukazujący się w „Combat Magazin” jest
pierwowzorem tego opisywanego dziś. Moim zdaniem jest to bardzo dobry zabieg,
gdyż daje możliwość porównania jak wyglądał ramki z ludźmi, a nie
zwierzętami.
Manga prawie cała jest czarno-biała, tylko kilka stron
zostało przedstawionych w kolorze i
powiem szczerze, że jednak w czerni i bieli ma lepszy klimat. Kreska, choć
czasem przy większej akcji na stronach bywa lekko chaotyczna, jest bardzo ładna
i właśnie taką najbardziej lubię: bardzo dobrze odwzorowane zostały przede
wszystkim maszyny i elementy fortyfikacyjne, a także na przykład most – jeden z
nich bohaterowie musieli wysadzić w trakcie misji. Również bronie są bardzo
dobrze odwzorowane i mamy tu tylko taki arsenał, jaki występował w prawdziwej
wojnie.
Co jakiś czas na stronach komiksu dodawane są informacje,
które pozwolą czytelnikowi, nie znającemu historii wojny wietnamskiej w
przybliżeniu sobie jej. Także czytelnik ma dokładny opis sił uczestniczących w
wojnie: dokładne statystyki ilu żołnierzy było wysłanych do Wietnamu oraz jakie
były straty podczas wojny. Na sam koniec załączony został mały opis broni
używanych przez obydwie strony konfliktu, i graficzne przedstawienie ich. Od
kiedy są używane i skąd pochodzą.
Co do samego komiksu -
jest świetny. Nie wiem czy gdyby ludzie
byli jego bohaterami zwrócił bym na niego uwagę, a dzięki zabiegowi ze
zwierzętami sięgnąłem po niego z wielką ciekawością. Wcale się na nim nie
zawiodłem, czyta się go bardzo szybko i przyjemnie, lecz niestety po góra dwóch
godzinach kończy się przygoda z trzema królikami. Jest to świetny sposób
pokazania kompletnemu laikowi jak wyglądało piekło Wietnamu. Nawet jeśli ktoś
się tym wcale nie interesuje, to i tak warto się zapoznać z tą pozycją, gdyż
mało takich na polskim rynku. Co ciekawe i moim zdaniem warte zaznaczenia jest
to że w całym komiksie, a więc na 135 stronach, nie pada ani jedno
przekleństwo. I chociaż komiks jest
miejscami brutalny, to polecam go każdemu, kto lubi dobrą kreskę i ciekawą
historię.
Manga przeczytana i zrecenzowana w ramach wyzwania "Czytam mangi ^^"
Nie gatunkiem, a podrzucam tytuły warte poznania. Nie ma falujących cycków i wielkich oczu, a jest unikalna historia. To się liczy.
OdpowiedzUsuńKupiłem sobie w grudniu (wraz z Hiroszimą) dwa pierwsze zeszyty Cat Shit One. Jeszcze nie przeczytałem, ale po recenzji czuję się zobowiązany za nie zabrać :-)
OdpowiedzUsuńA ja machnęłam całego "Cat Shita" i "Hiroszimę" bez tomu 7 (niestety nieuchwytny). Oba tytuły są warte zainteresowania. "Cat shit one" pokazuje wojnę z perspektywy żołnierzy, świetnie nakreślone są sylwetki psychologiczne żołnierzy, natomiast "Hiroszima" to genialnie ukazana rzeczywistość cywili w momencie wybuchu bomby i lata po tym wydarzeniu: utrata bliskich w eksplozji, potem przez choroby popromienne. Mocna lektura.
Usuń