Ale są w śród nas tacy, którzy nigdy nie
rozstają się z tym środkiem transportu. Jednym z nich jest Robert Maciąg, jego
osobę już wam kiedyś przedstawiałem za sprawą jego poprzedniej książki. Robert
nie rozstał się z rowerami nigdy i do tej pory jest on (według tego, co można
wyczytać w jego książkach) najważniejszym pojazdem do spełniania marzeń. A co
jest tym marzeniem autora? Powiem, że to samo, co i moim – podróże po świecie.
Na pierwszą daleką podróż autora namówił go
kolega, który zachęcił go, a raczej namówił na podróż pod Everest. Jednak
Maciąg - jak prawdziwy Polak - wątpił, czy może dać radę pojechać tak daleko w
świat. Lecz kolega okazał się wytrwały, udowodnił naszemu podróżnikowi, że
każdy może pojechać w Himalaje. Jasna sprawa, Robert był wtedy studentem i
dopiero zaczynał pracę, więc (jak się domyślacie) z pieniędzmi na wyjazd było
krucho, ale tu znalazł się ś.p. Zbenek były szef, który pożyczył mu pieniądze
na rok do przodu. Są jeszcze studia, ale i tu nasz autor udowadnia, że wszystko
się da i pod pretekstem pomocy siostrze w opiece nad dzieckiem dostał dwa
miesiące urlopu. A że nie wszystko - jak wiemy - musi się udać, Robert miał i
problemy: jednym z nich była dziewczyna Michała, która postawiła sprawę jasno -
albo Robert albo ona. I tak oto do Istambułu z Katowic Robert pojechał sam. Tak
zaczęły się przygody Maciąga.
Książka wchodzi w skład „Biblioteki Poznaj Świat” wydanej patronatem Wojciecha Cejrowskiego. "Biblioteka.." jest serią książek podróżniczych Polskich autorów nie tylko dobrze nam znanych (Halik, Fiedler), ale także i młodych początkujących ( Czerniecki, Maciąg). Wyjątkiem jest Kevin M. Connelly, który to jest jedynym obcokrajowcem w tej serii.
Sam Cejrowski mówi, że praca nad pierwszą
książką autora była trudna, gdyż Robert spierał się o każdy przecinek. W.C
przyznaje, że gdy dostał tę książkę, podchodził do tematu z dystansem – jak do
jeża. Ale sam potwierdza, że gdy w końcu zdecydował się przeczytać, zadzwonił z
gratulacjami do autora i stwierdził, że pisze dużo lepiej, niż przy pierwszej
książce.
Podróż opisana na stronach jest czymś
magicznym. Czymś, co każdy w swoim życiu powinien chociaż raz odbyć - w
poszukiwaniu przygody, zaspokojenia swojej ciekawości, a może i poznania samego
siebie? I jak sam Robb powtarza, „Jeśli chcesz kiedyś wyjechać w podróż, to po
prostu to zrób.” To zdanie każdy z nas powinien wziąć sobie do serca.
Przygoda naszego autora zaczyna się w
Turcji a dokładnie w Istambule. I od razu naszym oczom rzuca się ludzka
mentalność, inna od tego, co my znamy z Polskich realiów, tu ludzie zachowują
się inaczej. W mieście tym, które nasz bohater kocha całym sercem poznają
pierwszy Azan w tej podróży.
Książka ta, to przede wszystkim obraz
ludzi, tak podobnych do nas, a jednak tak odmiennych. To ludzie żyjący w innych
realiach, innej religi i mentalności. Autor bardzo często prezentuje rozmowy z
mieszkańcami danej miejscowości lub społeczności by pokazać jak odmienne mogą
być rzeczy/sytuacje tak bliskie nam jak np. spóźnienie.
„- Przepraszam którędy na Novi Sad?
- Wróćcie do skrzyżowania, w prawo i caaaaały czas prosto.
- Super! Wielkie dzięki!
- Może chcecie herbaty albo kawy?
- Bardzo dziękujemy, ale jesteśmy troszkę spóźnieni.
- Spóźnieni? Jak Wy możecie być spóźnieni? Przecież
jesteście w podróży.”
Ten mały fragment moim zdaniem bardzo dobrze obrazuje to.
W Iranie mamy można przekonać się, że
według mieszkańców Hitler jest „very good” a „Szumacher samochód bardzo
szybki”. I tu, na samym początku łatwo zauważyć, że jak ktoś myśli, że podróż
we dwoje jest cudowna, ten się mocno myli. Jest też ciężka, intensywna i
wymagająca. Nie ma możliwości odpocząć od partnera. Druga połówka jest
dwadzieścia cztery godziny na dobę przy tobie, nie możesz wyjechać na kilka dni
byś zatęsknił. Przeradza się to w stan, że powoli macie siebie za dużo.
Kolejnym krajem na kartach książki jest
Pakistan, ze zdjęciami przedziwnych maszyn jeżdżących, ozdobionych koralikami,
światełkami, ubarwionych niecodziennie, hipnotyzująco. Te cudowne machiny
okazują się niczym więcej niż zwykłymi autobusami – a raczej najpiękniejszymi
na świecie autobusami. I tu, pod samymi Himalajami, autor poszukuje duszy
roweru. Rozmyśla nad tym gdzie ona się znajduje - czy w ramie, czy może gdzie
indziej. I jacy są rowerzyści, jak traktują swój rower – czy jak zwykły
przedmiot czy dbają o niego bardziej niż o siebie.
W rozdziale czwartym razem z podróżnikami
dostajemy się do najważniejszego celu ich wyprawy, do Indii. Od samego początku
mamy natłok wszystkiego. Ludzi, którzy poza krykietem nie widzą życia, całe
masy krów panoszących się dosłownie wszędzie. Sam nie wiem co wybrać, by Wam
opisać gdyż sam jestem tym państwem zafascynowany i tak samo jak był to kraj
marzeń Roberta, tak i ja chcę się tam kiedyś wybrać.
A że Indie to nie ostatni punkt wyprawy
(last but not least), w dalszym rozdziale docieramy do Nepalu, gdzie to rowery
dojeżdżają pod sam szczyt świata. I tu można przeżyć szok: na straganach z
dewocjonaliami rządzą koszulki w swastyki. Tylko, że swastyka w tym kraju tak
jak i w Indiach to nic złego. Nam, Europejczykom, symbol ten kojarzy się ze
złem jakim była druga wojna światowa. Tutaj znak ten jest ma znaczenie
pozytywne i można go zobaczyć go nie tylko na koszulkach, ale także i na
świątyniach, bo w końcu jest to jeden z symboli w buddyzmie.
Sam osobiście książkę polecam wszystkim,
którzy lubią podróże. A jak dodamy do tego, że to wyprawy opisane przez naszych
rodaków, z tym "naszym" spojrzeniem na świat, to książka wydaje się
pozycją bardzo ciekawą. Pisana jest językiem łatwym, dzięki czemu czyta ją się
szybko – momentami wręcz za szybko, gdyż zaraz po rozpoczęciu przygody ona się
już kończy. A ja sam czekam na trzecią książkę autora.
Więc jeśli lubisz podróżować zapraszam cię na podróż z
Robbem w: Rowerem w stronę Indii
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz