wtorek, 15 lipca 2014

Góry na opak


Góry coraz bardziej mnie wciągają, fascynują i kuszą. Od trzech lat w wakacje staram się w nie jeździć. Byłem na kilku w Bieszczadach oraz Beskidach. W tym roku na pewno wejdę na kilka w Tatrach. Korci mnie też powrót w Bieszczady. Uwielbiam w nich spokój i ciszę, gdy nagle zdajesz sobie sprawę, że na blisko 500m nikogo przy tobie nie ma. Nie wiem, może to dziwnie zabrzmi, ale w górach czuję się naprawdę wolny.
A co dalej? Może Alpy, albo chociaż zobaczyć Himalaje – zobaczymy. Bardzo lubię też czytać książki o górach, poznawać co czują inni, jak się wspinają, czy to na nasze polskie góry, czy ośmiotysięczniki. Jedną z takich książek jest „Od początku do końca” Piotra Morawskiego. Ale to nie o niej dziś mowa, teraz czas na poznanie innej, która ma tyle emocji w sobie, że potrafi wywołać nie tylko śmiech, ale i łzy u czytelnika (u mnie się udało, łzy leciały). 

Autorką i pomysłodawczynią książki jest żona Piotra Morawskiego – Olga. Kobieta, która pomimo trudnych doświadczeń (Piotr Morawski w 2009 roku zginął podczas zdobywania kolejnego ośmiotysięcznika) nie poddaje się i wierzy, że wszystko, co ważne, jeszcze przed nią. Sam miałem możliwość poznać ją i powiem, że jest całkowicie naładowana pozytywną energią i ciepłem. Jest osobą, którą uważam za wzór do naśladowania. Autorka kilku książek podróżniczych. Po śmierci męża postanowiła sama dokończyć jego książkę i dzięki niej dziś można przeczytać „ Od początku do końca”. Założyła fundację "Nagle Sami" oraz jest organizatorką memoriału imienia Piotra Morawskiego – "Miej Odwagę". W „Górach na Opak” przeprowadziła ona rozmowy z rodzinami tych, których bliscy pokochali góry.


Bohaterami książki są osoby najczęściej ukryte w cieniu, bohaterowie drugiego planu. Ci, którzy potrafią przez wiele miesięcy czekać na swoich bliskich wciąż jeżdżących na wyprawy w góry. Oni, tak samo jak ich krewni, żyją górami. Jednak ich nie zdobywają, czekają, aż ich brat, tata lub syn po zdobyciu kolejnego ośmiotysięcznika wróci do domu. Ludzie, którym pasja ich bliskich dała wiele, ale czasem zabrała jeszcze więcej. W rozmowach z Olgą udział biorą ci, którzy niespodziewanie musieli pogodzić się ze stratą bliskich - ludzi, których góry pochłonęły również dosłownie. Wśród nich znajduje się brat Dobrosławy Miodowicz-Wolf, brat Zygmunta Heinricha, żona Andrzeja Czoka, żona Eugeniusza Chrobaka, syn Jerzego Kukuczki, czy brat Wandy Rutkiewicz. Do grona dyskutujących należą także ci, których bliscy ciągle żyją i zdobywają kolejne góry lub umarli, lecz nie w górach: syn Piotra Pustelnika, żona Macieja Pawlikowskiego, żona Andrzeja Zawady, matka Darka Załuskiego.

Książka ma również podtytuł, „rozmowy o czekaniu”. A z racji, że większość bohaterów książki wspinała się w latach 1970-90, nie było mowy o urządzeniach, jakimi dziś dysponujemy (telefony satelitarne, Internet). Rodziny wspinaczy musiały po prostu czekać na listy i jak sami przyznają, pierwszy przychodził po miesiącu. Gdy byli na górze, nie można było się z nimi już kompletnie skontaktować, a trzeba pamiętać, że takie wyprawy trwały po kilka miesięcy. W niektórych rozmowach, tak jak w tej z Wojtkiem Kukuczką, synem Jerzego Kukuczki, nie ma wcale mowy o czekaniu, gdyż miał jedynie 5 lat jak zginął ojciec. Jednak to nie dyskredytuje tej rozmowy. Jest w niej wiele ciekawych elementów jak to, jak Wojtek poznawał swojego ojca przez książki, zdjęcia i jak teraz sam stara się, by o jego ojcu nie zapomniano.

Jednym z powodów, dla których książka powstała, była chęć pokazania innym jakie zdjęcia robił Piotr Morawski, ale Olga nie chciała zwykłego albumu o górach, których pełno w księgarniach. Dlatego też w tej książce fotografie mamy pomiędzy rozmowami, nie odwrotnie. Dodam więcej, są to rewelacyjne zdjęcia gór, których bardzo zazdroszczę Piotrowi.  

Co do samej książki - jest świetnie wydana. Większa od standardowych, lecz dla mnie to plus, gdyż można było lepiej zaprezentować zdjęcia. Wywiadów uważam, że nikt by lepiej nie poprowadził i chociaż czasem mało w nich mowy o czekaniu, nic na tym nie tracą. Wywiad przeprowadzony z Grażyną Jaworską-Chrobak czuję, że wiele osób doprowadzi do łez, a postanowienia i podchody pani Anny Milewskiej-Zawady rozśmieszą. Co mogę jeszcze dodać, książka jest cudowna. Dawno nie czytałem czegoś tak dobrze stworzonego - wszystko jest tu zapięte na ostatni guzik.

Na koniec chciałbym się Wam pochwalić kilkoma własnymi zdjęciami z naszych pięknych gór. Kto wie, może komuś się spodobają.


I to już jest serio koniec, albo jeszcze Wam pokażę autora bloga:



2 komentarze:

  1. Góry uwielbiam odkąd pamiętam i choć ostatnio bywa tak co 2 lata to w latach wczesnej młodości jeździłam kilka razy w roku.A tematykę górską w literaturze upodobałam sobie tę starszą, gdy nie było jeszcze nowoczesnej odzieży, prostej do przygotowania żywności itp.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uwielbiam góry :). // Książka całkiem interesująco się zapowiada. Wydanie też bardzo ładne. Jak trochę już przebrnę przez mój ogromny stos "do przeczytania", to chętnie jej poszukam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...